Nasza Święta Ziemia

Z „miejscami mocy” zetknąłem się za sprawą mojego nauczyciela medytacji, który zabierał mnie do takich miejsc na wspólne medytacje i opowiadał mi o nich. Medytacja w takich miejscach jest niezwykła i bardzo efektywna przy tym zauważyłem, że miejsca takie wywierają silny wpływ na ludzi nie świadomych tego iż znajdują się w takim miejscu.

Kilka lat później poznałem człowieka, który fascynował się takimi miejscami i ich wpływem na ludzi a który przewędrował całą europę zaś od ładnych kilku lat badał całą ścianę wschodnią odkrywając znane i nieznane miejsca mocy oraz obserwując ich wpływ na ludzi.

Opowiadał mi, że kiedyś przeżył bardzo ciężką chorobę i od tego czasu stał się bardzo wrażliwy na energię różnych miejsc przez co zaczął się temu przyglądać a później świadomie badać róże miejsca pod tym kątem.

W owym czasie miałem przekonanie, że „miejsca mocy” są obszarami pozytywnej energii duchowej, które nie tylko cudownie stymulują medytację, ale ogólnie bardzo pozytywnie wpływają na ludzi. Moje przekonanie brało się stąd iż spędziłem dzieciństwo w jednym z najpotężniejszych (o ile nie najpotężniejszym) miejsc mocy i wracając tam po latach już jako człowiek dorosły przekonałem się o niezwykłej życzliwości i dobru ludzi, którzy tam żyją, zupełnie nieświadomych, że miejsce w którym żyją jest wyjątkowe. Podobnie pozytywny wpływ miejsc mocy na ludzi widywałem również w innych miejscach mocy. Mój nowy znajomy miał identyczne obserwacje, ale o wiele bardziej szczegółowe i pochodzące z bardzo dużej liczby takich miejsc dlatego jego relacje były dla mnie wyjątkowo interesujące. W następnych latach naszej przyjaźni zabierał mnie do wielu takich miejsc gdzie dzieliliśmy się spostrzeżeniami i doświadczeniami, zwrócił mi też uwagę iż wiele z tych miejsc ma ciekawą historię oraz istnieje wiele legend związanych z takimi miejscami.

Przez lata bywając w takich miejscach stopniowo zacząłem zauważać jeszcze jedną rzecz a mianowicie to, że nie na każdego miejsca takie wywierają pozytywny wpływ. Wielu ludzi nieświadomych tego, że znajdują się w szczególnym miejscu mocy mówiło, że przebywając tam odczuwają niepokój, mimo iż większość czuła się tam wspaniale. Widywałem też sporo ludzi, którzy nieświadomie mieszkali na takich obszarach a jednak byli jakby „wyniszczani” przez potężne energie tych świętych miejsc. Zacząłem więc się przyglądać takim „nietypowym” ludziom i szybko odkryłem w czym rzecz. Następnie pod tym kątem patrzyłem na wszystkich ludzi odwiedzających miejsca mocy i jak to na nich wpływa by po pewnym czasie nie mieć już żadnych wątpliwości w tej kwestii co skłoniło mnie do przemyśleń i modyfikacji moich przekonań. „Miejsca mocy” są obszarami pozytywnej energii duchowej pozytywnie stymulującymi ludzi tam przebywających, kiedy ci ludzie są pozytywni i działają pozytywnie jednak ludzie działający, myślący negatywnie i utrzymujący taki tok myślenia odczuwają dyskomfort w takich miejscach i są przez nie wyniszczani o ile nie zmieniają nastawienia ponieważ działają przeciwnie do energii tych miejsc. Tym bardziej są wyniszczani im moc miejsca jest potężniejsza i bardziej pozytywna.

Dlaczego tak się dzieje? Otóż takie miejsca są jakby silnymi polami pozytywnej emocji i wzmacniają tego typu emocje jak życzliwość, otwartość, spokój jeśli więc ktoś podąża za tymi emocjami są one stymulowane i wzmacniają energię takiej osoby, natomiast jeśli ktoś wytwarza, trzyma się i podąża za przeciwnymi emocjami musi pokonywać opór tego pola co go męczy przy czym negatywna energia, którą wytwarza jest blokowana w nim co go wyniszcza na dłuższą metę. Oczywiście istnieją też „miejsca mocy” związane z bardziej neutralną energią tyle, że wówczas są one jeszcze bardziej destrukcyjne dla osób z negatywnymi wzorcami ponieważ w takich miejscach stymulowane są zarówno pozytywne jak i negatywne emocje więc ludzie z negatywnymi wzorcami wyniszczają się w sposób gwałtowny, kiedy ich negatywne wzorce ulegają stymulacji. Ponieważ każdy z nas stwarza zarówno pozytywne jak i negatywne emocje więc w takim neutralnym miejscu ulegając negatywnym emocjom zostaje przez nie zdominowany, dlatego trzeba w nim być szczególnie uważnym. Nie należy jednak mylić „miejsc mocy” z miejscami pozytywnych czy też negatywnych geopatycznych wpływów czy jak kto woli Feng Shui.

Miałem „okazję” mieszkać na różnych ciekach wodnych jak i przebywać w niekorzystnych miejscach stąd nie mam żadnych wątpliwości, ze jest to zupełnie coś innego. Miałem również okazję mieszkać na miejscu skrzyżowania trzech silnych cieków wodnych w „miejscu mocy” i było to bardzo interesujące doświadczenie. Ogólnie żyły wodne to nic przyjemnego mimo iż niektórzy twierdzą, że jeśli krótko przebywa się w takim miejscu to jest to korzystne i „doładowuje”, ale to tylko pozór. W tym jednak konkretnym miejscu mimo iż cieki były bardzo silne ich wpływ był zupełnie inny przekształcony przez „miejsce mocy” i faktycznie nie zauważyłem tam ich negatywnego wpływu. Struktury energii „miejsc mocy” są zupełnie inne niż miejsc anomalii geopatycznych i nawet kiedy takie anomalie występują w miejscach mocy ich oddziaływanie na człowieka jest zupełnie inne. Czym różnią się „miejsca mocy” od anomalii ?

„Miejsca Mocy” przede wszystkim jednolitą klarowną strukturę na całym swoim obszarze a obszar ten może być ogromny osiągając setki kilometrów kwadratowych, chociaż bywają też miejsca mocy o powierzchni kilkudziesięciu metrów kwadratowych. Zazwyczaj granice miejsca mocy są wyraźnie i ostro zarysowane co nie zdarza się w przypadku zaburzeń geopatycznych i zasadnicza sprawa – energia miejsc mocy ma jakby osobowy charakter. W przypadku niektórych miejsc mocy można wyraźnie wyczuć jakby konkretną osobowość, choć w większości nie jest to takie oczywiste a w wielu na początku wydaje się, ze nie jest to związane z żadną osobowością tym niemniej coś takiego w nich jest. Oczywiście wiele „miejsc mocy” wiąże się z jakimś kultem np. miały tam miejsca jakieś objawienia, albo kiedyś w przeszłości miały związek z jakimś kultem jednak w większości z nich nie można się doszukać takich powiązań choć z wieloma wiążą się legendy i podania ludowe. Można założyć, że ogólnie wiążą lub wiązały się one z jakimiś kultami jednak wszystko zdaje się wskazywać iż kulty związane z określonymi „miejscami mocy” mają charakter wtórny i nie mówię tu tylko o współczesnych kultach.

Podobnie wiele opowieści związanych z tymi miejscami ma charakter wtórny lub są one bardzo zniekształcone – zazwyczaj do tego stopnia iż trudno z nich coś konkretnego wywnioskować.

W tradycyjnych kulturach mówi się, że święte miejsca duchowej mocy są odwieczne i również istnieje wiele legend i opowieści z nimi związanych można więc spokojnie przyjąć, że te centra duchowej energii istniały od zawsze aczkolwiek warto również zwrócić uwagę, że część z nich wiąże się z mitycznymi duchowymi wydarzeniami w związku z czym stawały się one ośrodkami kultu i praktyk duchowych. W przeszłości wokół takich miejsc gromadzili się ludzie prowadząc swoje duchowe poszukiwania oraz tworzyły się tam ciekawe duchowe kultury znane zarówno z historii jak i legend. Rozmawiając na ten temat z moim przyjacielem zastanawialiśmy się dlaczego takich miejsc jest szczególnie dużo na południu Polski na północ od Karpat podczas gdy centralna Polska jak i Czechy, Słowacja czy Austria mają ich tak mało nie mówiąc już o zachodzie europy. Mimo wielu dyskusji nie potrafiliśmy tego w żaden sposób wytłumaczyć. Kiedy później pojechałem do północnych Indii również odkryłem, że znajduje się tam mnogość potężnych „miejsc mocy” choć bardzo się one różniły od naszych. Na tę różnicę zwrócił mi uwagę inny przyjaciel, który spędził ponad rok w Japonii odwiedzając tam wiele świętych miejsc powiedział wówczas, że tamte miejsca są bardzo łagodne, podczas gdy te u nas są bardzo żywiołowe, nieokiełznane, dzikie co pokrywało się z moimi obserwacjami w Indiach. Rozmyślając nad tym doszedłem do wniosku iż ta różnica może wynikać z tego iż tam od niepamiętnych czasów istnieje świadomość tych miejsc, otacza się je szacunkiem i kwitnie tam autentyczna duchowość, podczas gdy u nas miejsca te zostały zapomniane podobnie jak i autentyczna naturalna duchowość. Być może jest w tym ziarnko prawdy jednak z czasem doszedłem do wniosku, że to nie tylko to.

Spędzając wiele tygodni na Ślęży, gdzie energia tego miejsca jest łagodna i pod pewnymi względami przypomina tę, którą odczuwałem w świętych miejscach Indii doszedłem do wniosku, że jednak nasze święte miejsca są zupełnie odmienne od tych spotykanych na dalekim wschodzie i ta „dzikość” o której mówił mi przyjaciel wynika jednak z czegoś innego. On również potwierdził moje przypuszczenia kiedy wrócił po kilku miesiącach pobytu w Buriacji gdzie odwiedzał święte miejsca związane z Szamanizmem jak i Buddyzmem. Mówił, że niektóre z tamtych miejsc są jeszcze bardziej „dzikie” niekiedy przerażające, inne wspaniałe choć zupełnie odmienne od tego co spotykał w Japonii. Powiedział również iż uświadamia sobie teraz jak potężne są nasze „święte miejsca” i patrzy na nie teraz z głębokim szacunkiem z zupełnie innej perspektywy choć rozumie je chyba w jeszcze mniejszym stopniu niż wcześniej.

Słuchając jego opowieści o świętych miejscach Japonii, Buriacji a później Peru zacząłem patrzyć na nie z innej perspektywy choć chyba podobnie jak on coraz mniej je rozumiałem.

Wychodziło na to, że nasze „święte miejsca” różnią się od tych w Buriacji czy Peru bardziej przypominają te z Japonii czy Indii a jednak są od nich zupełnie odmienne a przy tym jest ich zadziwiająco dużo. Wyglądało to tak jakby kiedyś w nieznanej przeszłości istniała tu wysoce zaawansowana duchowa kultura przypominająca tę Indii a jednak zupełnie odmienna. Jakby w jakiejś odległej przeszłości Polska południowa stanowiła duchowe centrum czegoś niezwykłego a jednak historia zupełnie o tym nie wspomina co wyglądało na fantazy.

W jakiś czas później dowiedziałem się jednak, od innego znajomego, że kilku wybitnych mistrzów różnych tradycji również twierdziło, że kiedyś w odległej przeszłości na terenach południowej Polski rozwijała się jakaś kultura na bardzo wysokim poziomie rozwoju duchowego i istnieje tam duchowa kosmiczna mandala. Dowiedziałem się również iż któraś z duchowych tradycji Indii uważa, że przebiega tam jakiś energetyczny południk ziemi (czy coś takiego) i przybyli tam by przez kilka lat prowadzić ceremonie duchowe dla wzmocnienia dobroczynnych sił we wszechświecie. Coś zatem musiało być na rzeczy, ale co to nie wiadomo.

Czytając opowieści duchowych Mistrzów o historii i znaczeniu świętych miejsc w Tybecie doszedłem do wniosku iż kiedyś południowa Polska musiała być czymś w rodzaju Pejul – ukrytej duchowej krainy. Takie miejsca są przez określony czas bezpiecznymi miejscami praktyki, w których może rozkwitać praktyka duchowa a kiedy okoliczności się zmieniają przestają już być takimi bezpiecznymi miejscami, jednak ich niezwykłą duchowa moc pozostaje oddziaływając na wszystkich, którzy znajdą się w takiej krainie. Ponieważ moc takich miejsc jest potężna to w przypadku kiedy ludzie, którzy tam mieszkają nie podążają ścieżkami prawości a utrzymują negatywne myślenie i robią negatywne rzeczy skutki tych niewłaściwych działań ulegają spotęgowaniu i obracają się przeciwko nim i wówczas może tam się dziać wiele bardzo negatywnych rzeczy jak ma to miejsce w jednym z takich miejsc, którym jest współczesny Afganistan.

Nasi przodkowie mieli pełną świadomość, ze nasza ziemia jest święta i obowiązują na niej wyjątkowe zasady według których żyli przez tysiąclecia. Nie było wśród nich biednych, nie znali kłamstwa fałszu i nieprawości, sprawiedliwym było to co służyło najsłabszym. Wszyscy dbali o siebie nawzajem, darzyli się miłością opieką i zaufaniem, wiedli dobre życie pełne radości, dobra i miłości nie potrzebując praw, ponieważ dobro i prawość była częścią ich serc – co przekazywali obcy kronikarze przez stulecia.

Kochali dobro i piękno, żyjąc w harmonii z sobą samym i z wszechświatem a fundamentem ich egzystencji była głęboko rozwinięta duchowość będąca czymś nadrzędnym przesycającym każdy aspekt ich życia. Wieszczowie i nauczyciele duchowi, żyli wśród nich a wszyscy za nimi podążali o czym zaświadczają kroniki – była to czysta duchowa kraina oparta o rozwój duchowy, gardząca materializmem. Nikt nie przywiązywał wagi do dóbr materialnych ani nie gromadził tych dóbr choć kraina opływała w dostatek. Szczególny stosunek nasi przodkowie mieli do kobiet uważając je za święte istoty i darząc szczególną czcią i szacunkiem.

Upadek nastąpił wraz z przybyciem obcej fałszywej religii uczącej fałszu, zakłamania, hipokryzji, przewrotności nie znanej naszym przodkom oraz przede wszystkim uczącej chciwości i przywiązania dla dóbr materialnych, niszczącej wszelką duchowość i radość życia. Zaszczepiając chciwość i żądzę władzy zniszczyła ona wszelkie wartości sprawiając, że zapomnieliśmy kim byliśmy i jak powinniśmy żyć.

Dziś gardzimy duchowością, zło i kłamstwo uważamy, za coś naturalnego i odwiecznego podobnie jak żądzę dóbr materialnych i władzy. Nie wierzymy w dobro, uczciwość, bezinteresowność, nie ufamy sobie ani innym i żyjemy w niepewności i cierpieniu – tak zniszczyła nas nowa fałszywa religia.

Tym niemniej w głębi serca słyszymy głos naszych przodków i muzykę naszej świętej ziemi, mówiącej, że powinniśmy podążać za dobrem, że powinniśmy czynić dobro, żyjąc uczciwie i szczerze, kochając się nawzajem i znajdując radość w pomaganiu innym, że powinniśmy kochać naszą świętą ziemie i oddawać jej radosną cześć, podążając za tym co duchowe i co mówi do nas z naszej świętej ziemi. Nie mamy jednak odwagi odrzucić kłamstwa i nieprawości by zaufać głosowi serca tkwiąc w szponach fałszywej religii podsycającej nasz strach i mówiącej, ze istnieje tylko zło, kłamstwo a dobro i radość muszą być niszczone w imię żądzy posiadania. Uczącej, ze duchowość to szaleństwo, dobro to naiwność skazujące na klęskę i nie potrafimy zerwać tych kajdanów ani podążyć za światłem wołającym w naszych sercach. Boimy się iluzji zła nie rozumiejąc, że moc zła to kłamstwo czerpiącej są moc z kłamstwa nie istniejącą poza kłamstwem. Dopóki nie zaufamy naszej świętej ziemi i nie podążymy za jej głosem wołającym w naszych sercach by przerwać iluzję zła skazujemy się na cierpienie, które sami sobie ciągle stwarzamy. Czy potrafimy to kiedyś zrobić i powrócić na ścieżkę naszych przodków o których nie tak znowu dawno pisano:

„Prosty ich umysł nie zna złości ni fałszu”. „(…) nie znajdziesz między nimi złodziei ani oszustów(…) Nie obawiają się żadnego podstępu, bo go sami nie uprawiają.” „nie znalazłbyś narodu, który by zacniejszym był i dobrotliwszym.” „Nikt nie znał słowa „moje”, – „naszym” ustami, sercem i czynem ogłaszali. (…)”

Około 30 lat temu poznałem pewnego widzącego, który zarazem był medytującym. Ja wówczas byłem młodym żarliwym adeptem zen. Zaprzyjaźniliśmy się i w końcu pewnego razu mój nowy przyjaciel wziął mnie pierwszy raz na pielgrzymkę do Świętego Miejsca Białego Światła u stóp Góry Stworzenia gdzie przez kilka dni oddawaliśmy się medytacjom.
Gdy przybyliśmy na miejsce, po rozłożeniu obozu mój mentor polecił mi abym rozpalił ognisko i powiedział, że jeśli uda mi się je rozpalić od razu będzie to znaczyło, że pewien dawny Bóg ma mnie w swojej opiece. Przygotowałem ognisko, które od razu mocno zapłonęło od pierwszej zapałki, wówczas mój mentor przyjrzał mi się uważnie i powiedział, że faktycznie ten Bóg darzy mnie szczególną opieką.
Wówczas nie interesowałem się dawnymi Bogami, jednak poczułem wówczas duchową opiekę i pomyślałem iż dawni Bogowie muszą być realni.

Niedługo potem wpadł mi w ręce reprint przedwojennej książeczki o religii naszych przodków i zakochałem się w dawnych Bogach. Szukałem i czytałem wszelkie strzępy informacji na ten temat, niestety było ich nie wiele – na szczęście nie było wówczas internetu pełnego dezinformacji, więc mimo niewielu informacji były one w miarę rzetelne. Pokochałem słowiańszczyznę i zarażałem tą miłością ludzi wokół, nawet uznano mnie za pewnego eksperta w tych sprawach i zasięgano mojej opinii, wyjaśnień jak i wskazywania materiałów źródłowych. Wiedziałem jednak, że niestety materiałów zachowało się o wiele za mało, aby można się o dawnych Bogach dowiedzieć czegoś więcej. Zrozumiałem, że o dawnych bogach mogą coś powiedzieć tylko ludzie obdarzeni „widzeniem” jak mój mentor – niestety nie wyrażał on żadnej chęci by wykorzystać swoje niezwykle zdolności w tym kierunku, a nie śmiałem nalegać.

Przez lata podążając za moim „widzącym” mentorem pielgrzymowałem z nim do wielu świętych miejsc, gdzie spędzaliśmy czas na medytacjach i gdzie pod jego kierunkiem miałem wiele doświadczeń, wizji i otrzymywałem wiele wyjaśnień i wskazówek, podobnie jak i niektórzy inni ludzie na tej ścieżce. Pewnego razu mój mentor zabrał mnie w okolicę, gdzie było wiele świętych miejsc, które odwiedzaliśmy rozbiwszy obóz w jednym z nich. Przez wszystkie te lata byłem żarliwym adeptem zen aczkolwiek Buddyzm Tybetański również mnie interesował, jednak zasadniczym autorytetem w różnego rodzaju medytacjach był mój „widzący” przyjaciel i to pod jego kierunkiem praktykowaliśmy medytacje nie tylko w świętych miejscach. Podobnie było i tym razem. Kiedy wieczorem medytowaliśmy pojawiło się wiele dziwnych znaków a nocą dzieliliśmy niezwykły sen związany z dawnymi Bogami – od tego momentu już wiedziałem iż dawni Bogowie są nie tylko bardzo realni, ale również dobrzy, mocni i potężni.
Od tej pierwszej wizji dawnych Bogów pojawiły się inne, wiele się dowiedziałem i pokochałem jeszcze bardziej Dawnych Dobrych Bogów, w końcu po latach pomyślałem iż powinienem się podzielić tą cudowną wiedzą z innymi. Rozradowany tym wspaniałym pomysłem udałem się na pielgrzymkę do świętej „Góry Niebieskiego Światła” by tam przez kilka dni medytować w tej intencji i uzyskać błogosławieństwo Dobrych Bogów. Trzeciego dnia medytacji, Dobrzy Bogowie zabrali mnie do swej Boskiej siedziby – było to cudowne i niewyrażalne doświadczenie, zobaczyłem wszystkich Bogów, którzy udzielili mi błogosławieństwa i ukazali wiele rzeczy zarazem wyjaśniając iż nie powinienem przekazywać wiedzy o nich ludziom gdyż nie jest to właściwy czas. Od tamtego momentu przestałem wszystkim o tym mówić, zatrzymując tę wiedzę dla siebie i podążając za nią. Pewne nauki przekazywałem jednak tym z przyjaciół, których serca były czyste i szczerze pragnęli za nimi podążać i niektórzy z nich również mieli szczęście spotykać Dobrych Bogów, otrzymywać od nich nauki i błogosławieństwa stosownie do swoich zdolności i oddania. Jedyne co mogę powiedzieć to, to że Dawni Bogowie nigdy nie odeszli, ale są tu i teraz i każdy, czyje serce jest czyste i dobre otrzymuje od nich błogosławieństwa bo nie są istotne nasze wierzenia, ale nasze postępowanie, myślenie i czyste serce.

Teraz zwłaszcza w internecie wiele się mówi od dawnych Bogach – zazwyczaj bzdury nie mające żadnego związku z rzeczywistością, ale to jest nieistotne. Gorsze jest to, że mówiąc o dawnych Bogach nie mówi się tego z miłości czy tęsknoty czystego serca, ale mówi się z gniewem, zadufaniem i innymi negatywnymi uczuciami – jednym słowem zaprzeczając wszystkiemu czym w istocie są Dobrzy Bogowie. To jest złe i nie ma nic wspólnego z prawdziwymi Bogami. Nasi prawdziwi Bogowie uczą gościnności, otwartości, dążenia do dobra i zjednoczenia a nie stwarzania konfliktów, podziałów i walki z innymi.
Często atakuje się chrześcijan, że robili i robią złe rzeczy, zwalczają innych i szerzą nienawiść, ale jeśli robi się to fałszywie powołując na dawnych Bogów, czy dawną tradycję to jest to totalna hipokryzja i bardzo zła rzecz bo ci, którzy to robią postępują dokładnie tak samo jak ci, których atakują i niczym nie różnią się od nich.
W piśmie świętym chrześcijan jest napisane postępujcie w stosunku do innych tak jak chcielibyście aby inni postępowali w stosunku do was, nakarmcie głodnych, dajcie pić spragnionym, opiekujcie się chorymi, wzajemni sobie pomagajcie i czyńcie tylko dobro. Jest też napisane „Po tym inni poznają, że jesteście moimi uczniami, że się wzajemnie kochacie”. Te nauki tak czy inaczej formułowane są zawsze naukami prawdziwych Bogów. Nasi przodkowie żyli zgodnie z nimi. Chrześcijanie jak i Ci mieniący się neopoganami tego nie robią, nie rozwijają cnót, nie dążą do doskonałości tylko kultywują swój egoizm i zło, nienawidzą i dzielą – i jedni i drudzy są zaprzeczeniem prawdziwej religii. Natomiast każdy, kto kultywuje te zasady, żyje według nich i próbuje je doskonalić jest prawdziwym dzieckiem Prawdziwych Bogów bez względu na swoje wierzenia, dlatego nie zdradza Naszych Bogów ten co mieniąc się chrześcijaninem, muzułmaninem, hinduistą, buddystą itd. jeśli rzeczywiście kocha innych, pomaga im dążąc do rozwoju dobra i jedności a nie podziałów.

Nauka prawdziwych Bogów jest zawsze święta, czysta i dobra, jest żywa w tych, którzy za nią podążają i ją studiują – nie koniecznie ze świętych pism. Nie liczą się nazwy symbole, liczy się tylko treść, która pozostaje ta sama we wszystkich prawdziwych religiach, nawet jeśli jest skrępowana naleciałościami pomieszania.

My pielgrzymi wędrujemy do świętych miejsc by tam oczyszczać umysł, wyciszać się, aby odczuć obecność prawdziwych Bogów, którzy odnawiają nasze serca i obdarzają nas siłą i inspiracją by kroczyć ścieżką dobra. Nie głosimy nauk, nie chcemy nikogo zmieniać. Ci, którzy tylko mówią o Bogach i chcą innych zmuszać do przyjęcia swoich poglądów nie pielgrzymują i nie szukają Bogów tylko rozwijają swoje szalone fantazje.
Jeśli ktoś naprawdę szuka dawnych Bogów niech szuka dobra, jedności i czystości, niech oczyszcza swój umysł zamiast napełniać go fantazjami i nieczystymi emocjami.

Góra Bogów – opowieść pielgrzyma

Pewnego specjalnego dnia gdy nocą wykonywałem Buddyjską ceremonię ofiarną dla lokalnych Bogów ze zdumieniem ujrzałem wyraźnie wewnętrznym wzrokiem zgromadzenie lokalnych Bogów przyjmujących ofiary na górze położonej na północ od mojej pustelni. Zdumiony byłem z wielu powodów: przede wszystkim ceremonię ofiarną przeprowadzałem od lat przynajmniej cztery razy w miesiącu i nigdy nie miałem wizji, po drugie dlaczego akurat tam zamanifestowali się lokalni Bogowie skoro wokół było wiele większych i piękniejszych gór. Nie przywiązałem specjalnej wagi do tej wizji, aczkolwiek powtarzała się niekiedy podczas składania ofiar, aczkolwiek nie była tak niezwykle wyrazista jak za pierwszym razem.

Jakiś czas później w przejrzystym śnie wędrowałem szczytem tej góry i widziałem wiele duchowych cudownych istot i pełnych światła miejsc. Wiedziałem, że śnię, ale nie mogłem powstrzymać zachwytu widząc tyle cudownych istot i miejsc. Również do tego snu nie przywiązywałem szczególnej wagi.

Potem pojawił się kolejny przejrzysty sen w którym potężna dakini pokazała mi wiele dobrych i złych miejsc na tej górze, związanych z różnymi czasami i różnymi kulturami, ciągle pełnymi mocy, niebezpiecznymi i wpływającymi na naszą rzeczywistość. W tym śnie nawet wiedząc, że śnię czułem obawę, przed niektórymi istotami i miejscami. Widziałem dziwne ołtarze, nieznane mi rodzaje inskrypcji i dziwne istoty, których naturę wyraźnie wyczuwałem.

Za jakiś czas pojawił się kolejny przejrzysty sen w którym pod wielkim dębem na tej górze opowiedziano mi pewną historię i pokazano wiele rzeczy choć ani w śnie ani po przebudzeniu nie wiedziałem jakie to może mieć znaczenie.

Od pierwszej wizji upłynęło wiele lat i kiedyś będąc u przyjaciółki mieszkającej u stóp tej góry dowiedziałem się od niej iż na jej szczycie znajduje się cmentarzysko kurhanowe sprzed 4 tysięcy lat, z epoki ceramiki sznurkowej. Praktycznie nikt o nim nie wiedział bo zaledwie kilka lat wcześniej archeolodzy odkryli je a w wykopaliskach brał udział jej brat.
Kiedy się o tym dowiedziałem odżyły we mnie wszystkie wizje i sny, zapragnąłem odwiedzić to cmentarzysko, więc umówiliśmy się i przyjaciółka zaprowadziła mnie w pobliże wskazując leśną ścieżkę, która tam prowadziła.
Gdy zacząłem zbliżać się do celu poczułem wszędzie wokół niezwykłą moc, która z każdym krokiem narastała, z jednej strony wyciszała mnie zatrzymując myślenie, z drugiej przytłaczała. Gdy zobaczyłem centralny kurhan, ta moc była tak potężna, że mimo woli ukłoniłem się z najwyższym szacunkiem przed istotą z którą związany był ten kurhan. Czułem potężną aurę władzy, potęgę i to aktywną potęgę, gdyż wyczuwałem iż linie mocy płyną w różnych kierunkach kontrolując cała okolicę i wywierając na nią silny wpływ.
Skłoniłem się i wypowiedziałem niemą modlitwę oddając szacunek tej potężnej istocie po czym z szacunkiem wycofałem się.

Odwiedzenie tego miejsca wywarło na mnie ogromne wrażenie. Byłem już wcześniej na kilku cmentarzyskach kurhanowych, ale to było zupełnie coś innego, tu rzeczywiście mieszkała potężna Bogini.
Wiele o tym myślałem, próbując coś z tego zrozumieć, po czym zwróciłem się do mojego „widzącego” nauczyciela aby wybrał się tam ze mną, czy chociażby aby spojrzał na to miejsce swym duchowym widzącym okiem i powiedział mi coś na ten temat. Mój nauczyciel wysłuchawszy relacji powiedział, że nie zamierza się tam wybierać ani spoglądać na to miejsce, gdyż tak potężne duchowe istoty, które nawet ja przy moich miernych zdolnościach wyczuwam tak wyraźnie nie powinny być niepokojone. Nie dowiedziałem się więc nic, ale czułem, że ta Bogini mimo swej potęgi jest dobra i chyba mogę jej zaufać.

W jakiś czas później udało mi się zebrać kilka osób praktykujących Buddyzm Tybetański aby w tym miejscu dokonać uroczystej ceremonii ofiarnej. W jej trakcie wszyscy wyraźnie poczuliśmy obecność Bogini jak i to iż jest ona bardzo zadowolona z tej ceremonii, czuliśmy wyraźnie jej łagodną choć potężną obecność, która koiła nasze umysły i napełniała nas spokojem i radością. Kiedy w milczeniu odchodziliśmy z tego miejsca spojrzałem na główny kurhan i zdumiony zobaczyłem świetlistą Boginię odzianą w jedwabie. Przyglądając się jej wiedziałem, że gdzieś widziałem jej wizerunek – konkretnie w jakiejś książce o religii Chin.

Po pewnym czasie udałem się tam z pewnym zaawansowanym joginem i odbyliśmy tam wspólną medytację. Zrobiło to na nim tak wielkie wrażenie, że wielokrotnie opowiadał o tym cudownym miejscu, nadal jednak nie wiedziałem nic ponad to iż jest to potężne miejsce, w którym manifestuje się cudowna Bogini – zapewne osoba, której poświecono ten kurhan była jej emanacją. Wiedziałem również iż ofiary i medytacje, które tam odbyliśmy cieszył Boginię i wówczas manifestowała się w pięknej łagodnej formie, podczas gdy na początku była to groźna forma.

Znów upłynęło trochę czasu i pewnego specjalnego dnia zebrało się nas pięciu praktykujących by wykonać radosną ceremonię ofiarną. Po jej zakończeniu, kiedy nasze umysły były czyste i przejrzyste, wspomniałem moim przyjaciołom joginom o cudownej Bogini z pobliskiej góry a wówczas jej światło zamanifestowało się w miejscu naszej praktyki, wypełniając wszystko w promieniu wielu kilometrów. Spoczęliśmy w tym świetle w czystym medytacyjnym stanie i otrzymaliśmy cudowne błogosławieństwo. Wszyscy jogini zgodzili się iż bez wątpienia była to Zielona Tara, stwierdzili też iż nigdy wcześniej nie czuli tak wyraźnie Jej obecności ani nie otrzymali tak potężnego błogosławieństwa. Tak dowiedziałem się iż Ta niezwykła potężna Bogini kontrolująca okolicę jest emanacją Szlachetnej Tary.

Od tego czasu niemal co roku, starałem się odwiedzić to święte miejsce by złożyć ofiary oraz pomedytować i zawsze było to pozytywne, owocne działanie. Niekiedy przyprowadzałem kogoś z sobą, ale już nie udało mi się zaprosić żadnego jogina by wspólnie odprawić ceremonię ofiarną i pomedytować. Zauważyłem iż moc błogosławieństwa miała związek z czystym otwartym sercem i pozytywnymi działaniami. Ludzie przybywający tu w rozproszeniu, z ciekawości czy egoistycznych pobudek nie mogli liczyć na silne błogosławieństwa. Bogini zawsze spoglądała w serca ludzi i stosownie do tego co tam było udzielała błogosławieństw. Nie udaję iż cokolwiek z tego rozumiem, bardziej bliskie prawdy jest stwierdzenie, że raczej moje wyobrażenia rozpadły się w konfrontacji z rzeczywistością i mogę snuć tylko swoje przypuszczenia.

W wizjach i snach widziałem tam wiele różnych duchowych istot a kiedy tam dotarłem po latach tylko cudowna Bogini obdarzyła mnie błogosławieństwem swej obecności, zawsze żywa, aktywna błogosławiła mnie, kiedy składałem przed nią pokłon, medytowałem i czyniłem dobre działania. Niekiedy postrzegałem ją w łagodnej a niekiedy w groźnej formie i wyraźnie czułem, że było to związane z dobrymi i złymi rzeczami jakie czynili ludzie w tej okolicy. Np. w tym roku kiedy złożyłem ofiary lokalnym Bóstwom zobaczyłem na niebie tęczę, ale była ona niepełna co zgodnie z tekstami świadczy o niezadowoleniu lokalnych Bóstw. Jakiś czas później miałem okazję odwiedzić Górę Bogów i pokłonić się przed Boginią, poczułem błogosławieństwo Jej uśmiechu a zarazem wyraźnie poczułem, że jest niezadowolona z jakiś działań ludzi w dolinie 😦
Tegoroczna wizyta na Górze Bogów zaowocowała czymś jeszcze. Kiedy rytualnie okrążałem górę dostrzegłem czyste światło emanujące z innego kurhanu – zrozumiałem iż inne potężne dobre Bóstwo zaczęło aktywnie działać. Pomyślałem iż te kurhany poświęcono emanacjom czystych Bóstw aby chroniły okolicę i dlatego tam zbierają się lokalne Bóstwa.

Byłem na wielu cmentarzyskach kurhanowych z różnych epok, na niektórych czułem czyste duchowe emanacje np. przy niektórych kurhanach na Ślęży i nie miałem wątpliwości, że związane one były z istotami na najwyższych poziomach rozwoju duchowego, podczas gdy na innych nie dostrzegałem niczego specjalnego, lub coś nieokreślonego. Centralny kurhan na górze Bogów jest zupełnie wyjątkowy i mógłby przynieść wiele duchowych korzyści, jednak nie nastał czas aby tak się stało, nie dojrzeliśmy do tego.
W Tybecie każdy wie, że jeśli gdzieś jest takie miejsce, okrąża się je w duchowej pielgrzymce, wykonując ceremonie ofiarne i medytując aby otrzymać błogosławieństwo – pielgrzymując w ten sposób otrzymuje się je jak i inne duchowe osiągnięcia. Wie się również iż chodząc w takie miejsce rozproszonym, z nieczystym sercem i umysłem można zebrać tylko złe owoce.

Kiedy miałem szczęście z joginami wykonywać ofiarne ceremonie i medytować w pobliżu tego miejsca Bogini pojawiała się i obdarzała nas wyjątkowymi błogosławieństwami, natomiast kiedy bywałem tam z ludźmi o rozproszonych umysłach i zamkniętych sercach Bogini nie była zadowolona.
Być może w przyszłości nastanie czas kiedy ludzie będą gotowi z szacunkiem okrążać takie miejsca, medytować dla dobra wszystkich istot, czynić pozytywne działania i składać czyste ofiary by na nich ich rodziny i okolice spłynęło błogosławieństwo Bóstw obdarzając ich spokojem, radością, dobrym zdrowiem i pomyślnością. Wówczas zapewne pojawi się ktoś, kto pozna świętą ścieżkę wokół góry Bogów z jej tajemnicami i objaśni ją tym, którzy z czystym sercem będą poszukiwać duchowego oczyszczającego błogosławieństwa. Póki ten czas nie nadejdzie takie święte miejsca pozostaną nieznane, zapomniane i niezrozumiane a niewłaściwe odwiedzanie ich może ściągnąć na odwiedzającego nieszczęście jak np. wejście na górę Czerwonego Bóstwa.
Jak podają Tybetańskie teksty lokalne Bóstwa zsyłają pomyślność, lub nieszczęścia stosownie do pozytywnych lub negatywnych działań ludzi mieszkających na ich terenie – im są One potężniejsze tym skutki są dla nas mocniejsze zarówno te pozytywne jak i te negatywne i lata moich (i nie tylko moich) obserwacji takich miejsc potwierdzają to.

Jest wiele potężnych świętych miejsc, przepełnionych duchową energią w których manifestuje się moc prawdziwych Bogów. Niektóre są znane jak Ślęża, Arkona czy Łysica, większość zaś jest zapomniana. Poznałem wiele z nich podczas wędrówek z moim nauczycielem, o niektórych dowiedziałem się od innych pielgrzymów, kilka miałem szczęście sam odkryć jak Górę Bogów, Kopułę Białego Światła i kilka innych. Pielgrzymując rozpalałem święte ognie i medytowałem w tych niezwykłych miejscach doświadczając oczyszczenia. W tybetańskich tekstach mówi się iż medytując dzień w takim miejscu to jak rok w zwykłym miejscu i nie wątpię iż tak jest w rzeczywistości, dlatego jestem zawsze bardzo szczęśliwy mogąc odwiedzić takie miejsce, spędzić w nim choćby jeden dzień, albo nawet godzinkę i medytować w nim. Niestety nie zawsze i nie wszędzie jest to możliwe a nie mogąc medytować nie ma sensu odwiedzać świętego miejsca bo jest to wówczas jak oglądanie przez głodnego człowieka uczty przez szybę 🙂

Miejsce ze snu

Jasło

Kilkanaście lat temu śniłem jeden z moich niezwykłych snów. Był to piękny, wyrazisty sen a świadomość w nim była bardzo stabilna i wyrazista. Wszystko to przyćmiewaly ekstatyczne przeżycia jakimi przesycony był ten sen. Jego akacja zaczynała się na jednym z osiedli, które znałem z jawy. Przeszedłem przez to osiedle idąc dalej na wschód, po czym zacząłem wspinać się w górę aż doszedłem do cudownego miejsca pełnego energii, która przenikala wszystko a której źródłem był bardzo stary gaj na szczycie wzgórza. Rosły tam ogromne stare drzewa pośródku których znajdowała się niewielka kamienna budowla coś jakby stara kaplica. Byłem pod wrażeniem tego snu i czułem zawod, że na jawie za tym osiedlem nie ma żadnego wzgórza a tylko nudne PGR-owskie pola 🙂

Później znów śniłem ten sen. Szedłem na to samo wzgórze, tą samą drogą tyle, że nie było tu nawet osiedla, ale towarzyszyły mi te same wspaniałe odczucia. Później ten sen jeszcze wielokrotnie powtórzył mi się w różnych wariantach. Zawsze było to wzgórze, czasem rósł tam ten stary gaj a czasem nie, jednak miejsce zawsze było to samo i ta sama narastajaca ekstaza. Zawsze trudno mi było się tam dostać bo albo było to daleko, albo na wzgórzu było pełno węży lub jakieś inne sytuacje utrudniały dotarcie tam. W niektórych z tych snów musiałem wędrować na około, daleko na południe lub na północ omijając wschód bo tam zawsze było coś niedobrego, ale zawsze celem było to niezwykłe wzgórze.

Ostatni taki sen miał miejsce chyba rok temu. Tym razem było tam osiedle takie jakie znałem, było tam też wielu ludzi w tym niektórzy znani mi z jawy, oraz wiele istot duchowych. Te duchowe istoty nie były widziane przez ludzi, nawet ja ich niekiedy nie widziałem jednak wpływaly one na ludzi bardzo negatywnie wzbudzajac wzajemną wrogość, sprawiając, że ludzie stawali się nieprzewidywalini i groźni. Wiązało się z tym poczucie narastajacego zła i zagrożenia. Potem sen stopniowo uległ przekształceniu, zło zostało rozpuszczone i sen rozwinął się w piękną głęboką złożoną fabułę, w której wyjaśniło się wiele rzeczy. Ten sen sprawił, że wiele we mnie nastąpiło pozytywnych zmian, mimo iż jego znaczenie nie do końca było dla mnie zrozumiałe.

Od tamtego czasu niekiedy zastanawiałem się nad różnymi aspektami tego snu. Niedawno przejeżdżając koło tego osiedla w przypływie fantazji postanowiłem podążyć drogą ze snu, mimo iż byłem przekonany, że na jawie nie ma tam żadnej góry. Kiedy skręciłem w osiedle jadąca ze mną osoba zapytala dokąd jadę a ja odparłem: „Jadę drogą mego snu!” Oczywiście towarzysząca mi osoba zaczęła na mnie dziwnie patrzyć i nic już nie mówiła:-) Przejechałem znane sobie osiedle i zacząłem jechać dalej a droga lekko się wznosiła i widać było już tylko dzikie pola 🙂 Kiedy jednak jechałem dalej stara podupadła droga zmieniła się w nowią szeroką drogę którą dojechałem do końca wzniesienia i kiedy już miałem zawrócić dostrzegłem wąską dróżkę odchodzącą na wschód więc kontynuując fantazję skręciłem w nią mimo iż rozsądek mówił mi, że to jakiś podjazd pod czyjś dom. Okazało się, że nie był to podjazd. Dróżka minęła jakiś dom, wijąc się między polami otarła się o kilka sąsiednich domów i oto ku swojemu zdumieniu ujrzałem w oddali przed sobą wzgórze z moich snów. Chwilę potem dróżka przeszła w polną drogę by na końcu zmienić się w stromy podjazd i oto znalazłem się przy miejscu z moich snów. Wszystko było jak we śnie tyle, że w śnie nie było tu tej drogi którą jechałem, nie było domów w oddali a samo wzgórze porośnięte było zazwyczaj olbrzymimi drzewami. Tu nie było gaju starych drzew ani niewielkiej kamiennej budowli, którą widzialem w niektórych z moich snów – była tylko łąka, ale bez cienia wątpliwości było to miejsce z mojego snu. Osoba która mi towarzyszyła zaczęła wydawać odgłosy zachwytu i to nie z powodu tego iż odnalazłem miejsce ze swojego snu bo o tym nie wiedziała, ale z powodu przepięknych bajkowych widoków jakie rozciągały się z tego miejsca – sam również nie mogłem powstrzymać odgłosów zachwytu. Zatrzymałem samochód i wysiedliśmy nawzajem pokazujac sobie zapierajace w piersi bajkowe widoki. Żadne z nas nie podejrzewało, że tak blisko może znajdować się tak cudowny punkt widokowy. Gdyby ktoś nas tam umieścił nie rozpoznalibyśmy w jakim miejscu Polski się znajdujemy a na pewno nie podejrzewalibyśmy, że znajdujemy się zaledwie kilka kilometrów od domu. Było po południu, a ponieważ dzień jest już bardzo krótki a słońce jest nisko nie dało się zrobić zdjęć cudownych widoków na zachód, ani poludniowy zachód, ale na półónoc kilka zdjęć wyszło i powyżej jest jedno z nich. Oczywiście zdjęcie nawet w małym ułamku nie oddaje rzeczywistego piękna widoków jakie się z tamtąd rozciągają – trzeba by mieć dobry sprzęt i umieć się nim posługiwać aby spróbowac zrobić dobre zdjęcie, ale i tak nawet najlepsze zdjęcie nie oddało by piękna tego miejsca.

Mógłbym powiedzieć, że skoro miejsce z mojego snu istnieje (mimo iż byłem przekonany, że istnieć nie może) to jakim cudem pojawiło się w moich snach? Moje sny pokazały mi wiele takich miejsc w okolicy i mimo iż śniłem o nich wielokrotnie nie sądziłem, że mogą one istnieć w rzeczywistości. Teraz kiedy znalazłem trzecie miejsce z moich snów nie mam powodu by wątpić w istnienie pozostałych – być może w przyszłości znów nadejdzie niespodziewany dzień w którym znajdę się w następnym miejscu z moich snów. Wydaje mi się to nieprawdopodobne, ale przez wiele lat myślałem, że to miejsce, podobnie jak wcześniej dwa inne nie istnieją i nie mogą istnieć dopóki niespodziewanie znalazłem się w Każdym z nich 🙂 Ciekawi mnie dlaczego te miejsca zaczęły pojawiać się z taką siłą w moich snach by potem wbrew logice okazało się, że istnieją w rzeczywistości kiedy dziwnymi splotami okoliczności zostałem do nich doprowadzony na jawie. Logicznym jest iż skoro to ja śnię o tych miejscach to muszą mieć one dla mnie jakieś ważne znaczenie tyle, że nie mam koncepcji jakie 🙂

Dodaj komentarz