Koncentrowanie się na wibracjach trzech sylab

Koncentrowanie się na wibracjach trzech sylab – praktyka nauczana we wszystkich szkołach buddyzmu tybetańskiego, opisana w tantrach jak i innych tekstach – jest bardzo szczególną praktyką.

Niektórzy sądzą, że jest to forma praktyki shine ze względu na koncentrację prowadzącą do wyciszenia umysłu, ale tak nie jest. Gdybyśmy, każdą praktykę w której wymagana jest koncentracja określali mianem praktyki shine to każda praktyka buddyzmu tybetańskiego była by praktyką shine 🙂 W rzeczywistości koncentrowanie się na wibracjach trzech sylab jest praktyką tantryczną odpowiadająca w tradycji sarmy praktyce tumo ( o czym możemy przeczytać np. w biografii Naropy).

W innych wyjaśnieniach możemy przeczytać, że jest to kwintesencja praktyk mantrycznych, albo że jest to najwyższa praktyka integracji z trzema aspektami buddy. Tak więc możemy powiedzieć, że jest to praktyka zawierająca w sobie w pełni wszystkie aspekty niezliczonych praktyk wadżrajany i jako taka przeznaczona jest dla zaawansowanych adeptów tantry, którzy ukończyli nydro i praktykę jidama. Czytając jednak wyjaśnienia zawarte w termach dotyczące tej szczególnej praktyki znajdziemy instrukcje mówiące, że jeśli poprzedzimy tą praktyką każdą sesję medytacji jidama nabierze ona szczególnej mocy, jak i wyjaśnienia mówiące, że ogromne pożytki przyniesie praktykującym wykonywanie tej praktyki w każdych okolicznościach co czyni ją bardzo wyjątkową.

Mimo iż instrukcje dotyczące wykonywania tej recytacji trzech wadżr wydają się być proste to w praktyce okazuje się, że nie jest to zwykła praktyka a raczej kompletna wieloaspektowa ścieżka, którą praktykujący podąża płynnie przechodząc poszczególne etapy.

Słowo sanskryckie sadhana oznacza duchową ścieżkę, ścieżkę która prowadzi nas z naszej pomieszanej, uwarunkowanej egzystencji do oświecenia, czyli odnalezienia swojego czystego, nieuwarunkowanego duchowego potencjału. Tak więc ta praktyka jest sadhaną, czyli doskonałą duchową ścieżką do oświecenia. Droga może być bardzo długa i pełna przeszkód jeśli jednak zaufamy tej ścieżce i nie zejdziemy z niej w końcu doprowadzi nas do celu. Dlaczego jednak mielibyśmy w to wierzyć? Ano dlatego, że wielu przed nami podążało tą ścieżką i osiągnęli ten cel – to zaufanie do naszych nauczycieli, zaufanie do nauk. Jeśli nie mamy tego zaufania nie ma sensu rozpoczynać praktyki bo i po co? To zaufanie do ścieżki, nauk i tych którzy je praktykują nazywa się w buddyzmie schronieniem i nie jest czymś specjalnym, ale jest czymś bardzo ważnym dla naszej praktyki, ponieważ daje nam motywację do niej, zaufanie do niej, podtrzymuje naszą praktykę i pozwala nam pewnie i wytrwale podążać nią. Bez tego zaufania nie tylko nie zaczynalibyśmy praktyki, ale nie moglibyśmy w niej wytrwać by ją rozwinąć jest to więc podstawa ścieżki. Kiedy nasza praktyka się rozwija nie potrzebujemy już tej wiary bo wiemy, że ona działa, ale potrzebujemy jej by wytrwale podążać do celu. Przyjmowanie schronienia oznacza właśnie to a nie wyrecytowanie jakiejś formułki.

Dzisiaj wielu ludzi na zachodzie rozpoczyna praktykę medytacji skuszeni różnymi korzyściami jakie ma dawać medytacja, wiara w te korzyści to jest ich schronienie. Oczywiście istnieje wiele badań dowodzących korzystnego wpływu medytacji na nasze samopoczucie, zdrowie i funkcjonowanie, jednak wszystkie z nich odnoszą się do konkretnych praktyk medytacji wyciszającej wykonywanej w określony sposób a nie do medytacji jako takiej w ogóle. Dlatego te korzyści można osiągnąć tylko w przypadku praktykowania tego typu medytacji we właściwy sposób. Sama wiara w te korzyści to za mało. Aby móc doświadczyć tego typu korzyści medytacja musi obejmować nasze ciało, energię i umysł – musimy wiedzieć jak ją właściwie wykonywać i co jest w niej ważne a co nie. Właściwa medytacja przynosi korzyści nie tylko medytującemu, ale całemu jego otoczeniu i to na wiele sposobów. Dlatego niektórzy praktykujący obdarzeni współczuciem praktykują medytację nie z myślą o własnych korzyściach, ale po to by pomagać wszystkim wokół – taką motywację w buddyzmie określa się mianem bodhiczity i jest ona niezwykle cenna a wręcz niezbędna jeśli chodzi o praktykę Wadżrajany.

W medytacji nie chodzi jednak o to abyśmy wierzyli, że przynosi ona nam i innym korzyści, ale o to abyśmy nauczyli się ją praktykować właściwie – tak, abyśmy mogli jasno doświadczać tych korzyści a nie tylko w nie wierzyć.

Kiedy niemal 40 lat temu zacząłem wykonywać tę praktykę uwierzyłem w nią i miałem do niej zaufanie bo inaczej bym nie zaczął praktykować. Instrukcja była dość prosta i składała się z kilku punktów:

  1. Utrzymanie ciała nieruchomo w zrelaksowanej, pionowej, stabilnej pozycji z wyprostowanym kręgosłupem.
  2. Zsynchronizowanie naturalnego zrelaksowanego oddechu z brzmieniem mantry.
  3. Koncentrowanie się na wibracjach trzech sylab.

Trzymając się tej instrukcji z pełną wiarą i zaufanie w to, że w ten sposób przyniosę sobie i innym korzyści a w końcu do czegoś dojdę, zacząłem praktykować codziennie przez 10 do 20 minut. Oczywiście na początku nic się specjalnego nie działo 🙂 Miałem jednak dużo zaufania i entuzjazmu więc utrzymałem regularną praktykę. Po kilku miesiącach doszedłem do wniosku, że chyba robię coś nie tak 🙂 Po gruntownej analizie doszedłem do wniosku, że za słabo się koncentruję i postanowiłem to poprawić. Kiedy zacząłem mocniej się koncentrować zauważyłem wyraźne postępy – po medytacji faktycznie czułem się wyciszony. Niby nie było to nic specjalnego, ale coś się działo, był jakiś postęp więc mój entuzjazm wrócił 🙂

Po następnych kilku miesiącach zaobserwowałem, że medytacja pozwala mi wypocząć, zregenerować się i sprawia, że mój umysł jest jasny i odświeżony – faktycznie po medytacji lepiej funkcjonuję, ale nie było to nic specjalnego. Mimo to było to dla mnie ważne bo nie musiałem już wierzyć, że medytacja daje mi jakieś korzyści – wiedziałem to bo doświadczałem tego więc czułem się kimś kto wie 🙂

Tak naprawdę to ciężko było by mi samemu utrzymywać regularną praktykę, gdyby nie mój nauczyciel. Nie zachęcał mnie on do praktyki ani nie opowiadał o żadnych korzyściach, ale za to wiedziałem, że sam dużo medytuje i to dawało mi motywację do regularnej intensywnej praktyki – szczególnie motywowały mnie odbywane od czasu do czasu wspólne z nim sesje medytacji. Nie miałem pojęcia czy on również wykonuje recytację trzech wader czy coś zupełnie innego (byłem przekonany, że wykonuje jakieś inne bardziej zaawansowane medytacje o które nie śmiałem pytać), ale wspólne sesje medytacji bardzo mnie motywowały a medytacja z nim bardzo poprawiała moją medytację.

Po paru latach nauczyciel wyjaśnił mi szczegółowo jak powinno się prawidłowo oddychać podczas medytacji co było dla mnie bardzo cenne, choć sam już przez swoją praktykę odkryłem te niuanse. Myślę, że bardzo dobrze się stało, że otrzymałem te wyjaśnienia, kiedy już ugruntowałem się trochę w medytacji i sam to odkryłem, bo gdyby powiedział mi to na początku to pewnie niepotrzebnie bym się na tym skupiał co mogło by mi nie wyjść na dobre i nie pozwolić na naturalny rozwój medytacji. Ogólnie to medytacja zmieniła się. Stała się bardziej naturalna, bardziej zrelaksowana a mój umysł stał się jaśniejszy i przestronniejszy. Medytacja stała się bardziej stabilna i przyjemna, zaczęło jej towarzyszyć doświadczenie błogości. Zauważyłem też wyraźnie, że to coś (spokój, przejrzystość, wewnętrzna radość) jaka pojawia się w medytacji przesyca wszystko co robię, jakby medytacja przeniknęła całe moje życie. Mimo iż sesje medytacji miały ograniczoną długość (mniej więcej średnio dwie sesje 20 do 30 minut dziennie) to jednak pojawiała się jakaś ciągłość tego doświadczenia między sesjami w zwykłym codziennym życiu tak, że mogłem o sobie myśleć jako o medytującym 🙂

Medytacja jakby napełniała mnie jakąś pozytywną energią, która przenikała wszystko i była odnawiana podczas formalnych sesji medytacji. Nie było to nic spektakularnego, nie było to nawet nic specjalnego a jednak było to coś bardzo ważnego i cennego dla mnie choć był to dopiero początek. Zacząłem też zauważać, że w pewien subtelny sposób moja medytacja faktycznie przynosi pożytek wszystkim wokół i to na wiele sposobów choć nie było to również nic niezwykłego ani specjalnego. Po prostu mój spokój i pozytywna energia trochę udzielały się wszystkim wokół, łatwiej było mi zapanować nad sobą i nie poddawać się impulsom negatywnych emocji, co przekładało się na spokojniejsze relacje z innymi. Tak więc nie musiałem już wierzyć, że medytując pomagam wszystkim wokół bo faktycznie tak było 🙂

Jeśli chodzi o pozytywny wpływ medytacji na zdrowie to również zauważyłem go w pierwszych latach mojej medytacyjnej praktyki, tak więc przekonałem się, że wszystkie pozytywne aspekty medytacji opisywane na podstawie badań są faktem, ale aby się pojawiły trzeba czasu, stałej regularnej praktyki a co najważniejsze rozwinięcia jej we właściwy sposób.

Co oznacza rozwinięcie praktyki medytacji we właściwy sposób? Kiedy na początku zapoznajemy się z instrukcjami dotyczącymi praktyki i zaczynamy ją wykonywać często nie rozumiemy jej właściwie. Pierwszy punkt instrukcji mówi o pozycji ciała; wygodna pozycja oznacza taką pozycję w której możemy się rozluźnić, stabilna oznacza pozycję w której kiedy całkiem się rozluźnimy, czy stracimy poczucie ciała, pozostaniemy nieporuszeni. Prosty kręgosłup oznacza przede wszystkim pozycję w której oddech nasz pozostanie naturalny. Częstym błędem początkujących jest niewłaściwa pozycja stwarzająca napięcia, nie pozwalająca na rozluźnienie się, co zablokuje naszą medytację uniemożliwiając postęp. Innym błędem jest zgarbiona pozycja blokująca nasz oddech co również blokuje postęp. Musimy mieć świadomość, że nie jest to praktyka shine w której pracujemy tylko z umysłem, ale praktyka tantryczna pracująca z oddechem, dźwiękiem i energią. Dlatego pozycja musi być poprawna, aby umożliwiała właściwy przepływ energii.

Innym częstym błędem początkujących jest próba kontrolowania oddechu co usztywnia go uniemożliwiając jego rozluźnienie a więc uniemożliwia rozwój praktyki. Aby uniknąć, albo przynajmniej zminimalizować te błędy najlepiej jest na początku zrelaksować pozycję a następnie zrelaksować oddech zanim rozpoczniemy praktykę.

Oczywiście na początku trudno jest uniknąć błędów więc nie należy się tym przejmować, tylko należy spróbować oswoić się z tą praktyką. Po pewnym czasie regularnej praktyki kiedy się z nią oswoimy stanie się ona naturalna i będziemy wiedzieli jak unikać błędów. Inną bardzo ważną sprawą jest nie mylenie tej praktyki z praktyką shine.

W praktyce shine skupiamy na czymś umysł i utrzymujemy to skupienie by zablokować myśli i osiągnąć stan spokoju. Tutaj zaś synchronizujemy brzmienie dźwięku z oddechem aby osiągnąć harmonię energii, zharmonizowany, zrelaksowany naturalny oddech.

Mógłbym opisać jak dokładnie powinien wyglądać taki oddech i co jest istotne, ale nie miało by to specjalnego sensu i wcale nie ułatwiło by praktyki. Napiszę więc tylko ogólnie, że oddech związany jest ściśle z naszym stanem emocjonalnym – jest jego odbiciem. Kiedy doświadczamy stresu, negatywnych emocji ulega on spłyceniu, staje się nieregularny, napięty itd. Natomiast kiedy jesteśmy zrelaksowani a nasz stan emocjonalny jest pozytywny oddech naturalnie rozluźnia się, pogłębia się, staje się lekki i swobodny. Możemy to łatwo zauważyć kiedy zwrócimy uwagę na nasz oddech kiedy jesteśmy zestresowani i kiedy jesteśmy w przyjemnym nastroju. W tej praktyce nie manipulujemy oddechem, ale próbujemy go rozluźnić synchronizując z brzmieniem wibracji trzech sylab. Jeśli rozumiemy, że jest to rozluźniająca praktyka, która ma uwalniać nas od napięć a nie stwarzać je, nie powinniśmy mieć specjalnych kłopotów z rozwinięciem tej praktyki.

Postęp w praktyce przychodzi stopniowo – tak jak opisałem to wcześniej – i nie jest niczym specjalnym, ale jest jednak wyraźnie zauważalny. Przejawia się on na poziomie naszego ciała, oddechu i umysłu.

Na poziomie ciała stopniowo rozwija się relaksacja przechodząca następnie w odczucie komfortu w ciele. Później pojawiają się wrażenia lekkości a w końcu zanika odczucie ciała. Na poziomie oddechu następuje stopniowa relaksacja oddechu, potem stopniowo oddech się pogłębia, staje się lekki, wolny prowadząc do poczucia komfortu, lekkości, płynności oddechu, ostatecznie prowadząc do zaniku odczuwania oddechu. Na poziomie umysłu następuje wyciszenie, rozjaśnienie umysłu stopniowo przechodząc w poczucie błogości i zlania się z otoczeniem, przy zachowaniu wzrostu percepcji i jasności umysłu. Rozwój medytacji następuje na wszystkich trzech poziomach stopniowo, nie są to więc jakieś spektakularne zmiany i nie są niczym specjalnym.

Po kilku latach medytacji dałem się kiedyś namówić koleżance na wypalenie z nią wspólnie jointa. Po wypaleniu poczułem przyjemne rozluźnienie ciała, spokój i błogość podobną do tego czego doświadczałem w medytacji. W pierwszym momencie pomyślałem, że skoro doświadczenia są prawie takie same jak w medytacji to jest to fajna sprawa. Potem jednak uświadomiłem sobie, że mimo iż przyjemne doświadczenia są podobne, to jednak jest między nimi spora różnica. W medytacji umysł jest bardzo jasny, przejrzysty i dynamiczny, podczas gdy w doświadczeniu trawkowym jest on otępiały i bezwładny, doświadczenia na poziomie ciała również się różnią, powiedziałbym, ze trawka daje doświadczenie złudzenia medytacji, ale ogólnie te doświadczenia były podobne i pewnie dlatego niektórzy tak lubią trawkę. W rzeczywistości są to jednak zupełnie odmienne doświadczenia zaś podobieństwa są pozorne.

Medytacja, a raczej doświadczenia rozwijające się podczas koncentrowanie się na wibracjach trzech sylab mają wiele różnych aspektów, ale to co tutaj opisałem wydaje mi się rdzeniem i zasadniczym aspektem rozwoju tej medytacji. Osobnym zagadnieniem jest wpływ tej praktyki na funkcjonowanie w życiu, gdzie oprócz ogólnych doświadczeń duże znaczenie ma indywidualne funkcjonowanie w otaczającej rzeczywistości. Również odrębnym zagadnieniem jest rozwój tych doświadczeń w związku ze snem i śnieniem. Oczywiście te i inne aspekty rozwoju tej praktyki w rzeczywistości są nierozdzielne, ale opisanie ich wymagało by bardzo obszernego studium a przy tym nie sądzę aby było szczególnie użyteczne zwłaszcza dla początkujących. Warto też zdawać sobie sprawę z faktu, że dopóki ktoś nie rozwinie na tym polu osobistych doświadczeń to wszelkie opisy mogą być tylko mylące i prowadzić mogą do fałszywych wyobrażeń na ten temat. Niewątpliwie jest to jednak wyjątkowa i bardzo efektywna praktyka medytacyjna pozwalająca zdobyć doświadczenia, które mogą stanowić podstawę do rzeczywistego zrozumienia różnych aspektów medytacji nie tylko tantrycznej.

Panuje powszechne przekonanie, że medytacja jest bardzo korzystna dla zdrowia i funkcjonowania jednostki w otoczeniu na poparcie czego istnieje wiele badań naukowych. Należy jednak zwrócić uwagę na fakt, że większość tych badań dotyczyła TM, natomiast badane osoby były medytującymi pod kierunkiem wykwalifikowanych nauczycieli, bądź badania miały krótką perspektywę czasową. W rzeczywistości medytacje mają pewien uzasadniony kontekst związany z pewnymi zasadami w życiu i mówienie o jakichkolwiek walorach medytacji w oderwaniu od tego kontekstu może prowadzić do fałszywych wniosków. Podobnie praktykowanie medytacji w oderwaniu od tego kontekstu może sprawić, że medytujący napotka szereg niespodziewanych przeszkód a w konsekwencji może doprowadzić do wielu niekorzystnych efektów. Z tych względów praktykowanie medytacji bez pomocy nauczyciela może być na dłuższą metę nie tylko trudne, ale i niebezpieczne. Nauczyciel z jednej strony jest inspiracją i wsparciem w medytacji, z drugiej strony dzięki swojemu doświadczeniu pomaga nam rozwinąć i pogłębić medytację, oraz pomaga nam zrozumieć i ujrzeć we właściwym kontekście różne doświadczenia jakie mogą pojawiać się w związku z medytacją. Dlatego doświadczony nauczyciel jest bardzo ważny i cenny dla kogoś kto poważnie myśli o medytacji.

Dodaj komentarz